Na Madagaskarze uprawia się bardzo dużo kawy. Często na niewielkich poletkach, na własne potrzeby. To ważne dla każdego kawosza, który odwiedza to miejsce: Malgasze piją ten napój na co dzień. Jako kawosz nie raz się już w życiu rozczarowałem, gdy na obcym lądzie raczono mnie rozpuszczalną. Kenia? Kostaryka? Nikaragua? Większa część Brazylii? Tak, wszędzie tam są wielkie plantacje kawy. Ale mało kto ją podaje, bo nie ma zwyczaju picia tego napoju bogów. Na Madagaskarze o mocny i bardzo aromatyczny kubeczek kawy jest naprawdę łatwo.
Na wyspie jest powszechne, że kawę pali się bezpośrednio przed parzeniem. Po spaleniu jest ona tłuczona na zimno w drewnianych moździerzach. Żeby było jeszcze bardziej naturalnie, w powszechnym użyciu są nadal filtry do kawy uplecione z pędów rafii (gatunek palmy). Malgasz zawsze słodzi kawę. Picie kawy bez cukru wydaje mu się niemożliwe. Gdy rezygnuje się z cukru, miejscowi upewniają się kilka razy, czy aby na pewno! Wypicie kawy „mafaiky”, czyli gorzkiej wydaje im się niemożliwe!
Gdy brak jest cukru, a jest chęć na kawę, Malgasz musi cukier zrobić sam. Znam rybaka, który znika co jakiś czas w niedostępnej dżungli, z której wraca z suszonymi rybami. Zabiera ze sobą dwa metry bieżące trzciny cukrowej i gdy tylko najdzie go ochota na kawę, to struga odpowiednią prasę. Zrobienie kawy zabiera mu może i godzinę, ale nie wygląda na zmartwionego.